Wenus jest czwartą co do wielkości planetą w naszym Układzie Słonecznym. Obok planety Merkurego i Marsa jest jednym z trzech planet skalnych. Jej średnica wynosi 12 104 kilometrów, co czyni z niej drugą co do wielkości planetą w Układzie Słonecznym po Jowiszu. Jednak w porównaniu do średnicy Wenus ma bardzo małą objętość. Wenus to planeta, na której dzień jest dłuższy niż rok. Jednak wcale nie z tego powodu chcemy jeszcze lepiej poznać ten piekielny świat. Wenus to nazwa planety, która kojarzy się z pięknem nie tylko znawcom mitologii. W sprzyjających warunkach mamy okazję ją podziwiać w postaci niewielkiego, ale bardzo jasnego sierpa. Ten wspaniały widok można oglądać już za pomocą niewielkiej lunety. Piękno skrywa jednak nieraz prawdziwe piekło, a takie warunki panują na powierzchni tej planety. Jak dotąd tylko radzieckie pojazdy we w miare kontrolowany sposób lądowały na powierzchni Wenus - mimo to zdjęć mamy niewiele, lądowniki działały bardzo krótko. Pod koniec stycznia 2017 roku około godziny 18 znajdziemy Wenus na południowo-zachodnim niebie na wysokości około 22 stopni nad horyzontem - tuż obok MarsaW 1989 dzięki misji Magellan uzyskaliśmy najdokładniejsze radarowe mapy topograficzne powierzchni Wenus, ale tak naprawdę nie mówi to nam wiele o tym co dzieje się na powierzchni jak i w atmosferze. Od misji sond Wenera minęło już ponad 30 lat i ciekawość chyba w końcu weźmie górę. Na pierwszą połowę kolejnej dekady NASA planuje misje Veritas i Davinci ku Wenus, ale to dopiero misja Wenera-D może być najbardziej twarze Wenus - po prawej w ultrafiolecie Radarowa mapa Wenus wykonana przez sondę Magellan Zbliżenia na obiekty na powierzchni - obrazy radarowePrace nad misją Wenera-D prowadzone już od wielu lat i wkraczają w ważną fazę. Niedługo dowiemy się, co wyjdzie z pomysłu współpracy NASA i Roscosmos, czyli amerykańskiej i rosyjskiej agencji kosmicznej, o którym usłyszeliśmy już dwa lata planujący misję dostarczy ostateczny raport opisujący spodziewane cele misji, na podstawie którego zarówno NASA jak i Roscosmos będą mogły ocenić szanse realizacji, a także przewidywany wkład każdej ze stron. Przypuszcza się, że NASA wspomoże Roscosmos przede wszystkim od strony instrumentalnej, pojazd będzie głównie dziełem projekt odbiega też znacznie od pierwotnego pomysłu, czyli lądownika, orbitera i balonów. Te ostatnie prawdopodobnie zastąpi się bezzałogowymi sterowanymi pojazdami, które lepiej kontrolować niż dryfujące interesujemy się Marsem a nie Wenus?Gdyby porównać odległość pomiędzy Ziemią i Marsem oraz Ziemią i Wenus, ta druga planeta wydaje się dużo ciekawszym obiektem. Leży znacznie bliżej niż Mars (najmniejsza odległość to około 38 milionów km, podczas gdy dla Marsa jest to 20 milionów km więcej), a jej rozmiary są podobne do rozmiarów Ziemi (średnica około 6 tys. km), co zapewnia podobną więc tak chętnie wysyłamy misje na Marsa, a Wenus traktujemy po macoszemu?Powodów jest kilka. Po pierwsze trzeba pamiętać, że zawsze ważne są kwestie ekonomiczne. Mars jest potencjalnym miejscem gdzie na powierzchni mogą powstać ludzkie kolonie, a Wenus z racji panujących tam warunków (o czym za nieco niżej) kompletnie się do tego celu nie artystyczna Wenus, w porównaniu z nią przegrywają nawet marsjańskie burze piaskowePoza tym pomysł lotu na Marsa łatwo sprzedać, czego dowodzą liczne filmy. Nie można też zapominać, że Wenus leży wewnątrz orbity Ziemi (planeta wewnętrzna) w odległości około 108 milionów km od Słońca (orbita jest prawie kołowa). Mimo mniejszej średniej odległości od Ziemi niż w przypadku Marsa, wymaga większych nakładów energetycznych związanych z wysłaniem pojazdów. Istotne jest tu szczególnie hamowanie w przypadku lotu na Wenus, a w przypadku powrotu dużo większa grawitacja jaką trzeba pokonać - większa nawet niż w przypadku te problemy, wydawałoby się, że skoro Wenus znajduje się bliżej Słońca to tym lepiej dla pojazdów naziemnych, które mogłyby być może poradzić sobie bez generatorów termoelektrycznych. Niestety na przeszkodzie staje gęsta, ale też……bardzo nieprzyjazna dolna atmosfera i powierzchnia WenusPowyższe stwierdzenie zapewne znane jest każdemu, kto choćby w minimalnym stopniu liznął wiedzy na temat Układu Słonecznego. Powszechną wiedzą jest fakt, że Jowisz to gazowa planeta gigant, Saturn ma pierścienie, a na Wenus padają żrące jest najgorętszą planetą w Układzie Słonecznym, na powierzchni panuje temperatura około 460 stopni Celsjusza, a ciśnienie jest około 90 razy większe niż na Ziemi na poziomie morza. Bardzo gęsta powłoka chmur sprawia, że warunki są podobne na całej planecie, a nie tylko na części zwróconej ku Słońcu. To istotne, bo okres obiegu orbitalnego (225 ziemskich dni) jest na Wenus krótszy niż doba (243 ziemskich dni). Wolna rotacja dotyczy też jądra, co sprawia, że mimo podobnej wewnętrznej budowy, Wenus nie ma silnego wewnętrznego mechanizmu generującego pole magnetyczne - ma ono moc jedynie 1,5 milionowej pola ziemskiego. Obserwacje Venus Express pokazały jednak, że Wenus dysponuje magnetosferą, choć dużo mniejszą niż w przypadku Ziemi i o jeszcze niewyjaśnionej do końca atmosferze Wenus, która składa się głównie z dwutlenku węgla (96%) i azotu (3,5%), występują chmury złożone z kwasu siarkowego, a wody praktycznie nie ma (jest jej 100 razy mniej niż na Ziemi). Wenus kiedyś miała dużo wody, ale ta wyparowała i uniosła się wysoko nad powierzchnię, gdzie cząsteczki uległy rozpadowi i jonizacji, a potem zostały wydmuchane w przestrzeń kosmiczną w wyniku oddziaływania z wiatrem przypadku Wenus wiatr słoneczny oddziałuje bezpośrednio na atmosferęZ usuwaniem tlenu z górnych warstw atmosfery można powiązać również obserwacje bardzo silnego pola elektrycznego (o potencjale 10 V), wyjątkowo silnego jak na skalistą planetę z istnym piekle jakie panuje na Wenus nie decyduje jednak tylko skład atmosfery. Wiatry wiejące w atmosferze osiągają prędkość 360 km/h i trwają bezustannie - cała powłoka chmur obiega planetę w ciągu czterech dni. W atmosferze zaobserwowano pioruny, choć o innym mechanizmie generacji, a także wiele innych zjawisk, które nadal stanowią wielką przykład zaobserwowana niedawno niezwykła fala w warstwie chmur przez orbitującą wokół tej planety japońską sondę Akatsuki. Fala ta utrzymuje się stale w tym samym miejscu, mimo iż warstwa chmur jak już wspomniałem nie jest statycznym tworem. Być może nie jest to nic wyjątkowo niezwykłego i doczeka się swojego wyjaśnienia, ale na razie naukowcy są tym zjawiskiem jest także aktywna geologicznie, choć nie tak bardzo jak księżyc Jowisza, Io, ale dane zgromadzone przez sondę Venus Express potwierdzają, że aktywność wulkaniczna występuje i jest podstawowym czynnikiem kształtującym powierzchnię tej Wenus znajdziemy góry tak wysokie jak Himalaje, doliny i kratery. Te ostatnie są jednak sporych rozmiarów, gdyż tylko takie ciała mają szanse przedostać się przez atmosferę jednak takie miejsce na Wenus, gdzie……istnieją szanse na kolonizację. Nie jest to skrywana wiedza, ale już nie każdy jest z nią szanse istnieją nie na powierzchni, lecz kilkadziesiąt (50-60) kilometrów powyżej. Wysoko w atmosferze warunki stają się na tyle sprzyjające, by człowiek mógł tam mieszkać w czymś na kształt latającego miasta. Grawitacja na tej wysokości jest nieznacznie niższa od ziemskiej, a temperatury akceptowalne (choć jest bardzo gorąco, od 30 do 70 stopni Celsjusza). Skład atmosfery na tej wysokości nie sprzyja bezpośrednio oddychaniu, ale nadaje się dla wzrostu pewnych zabiegach (zgodnie z ideą wykorzystywania i przetwarzania dostępnych na miejscu substancji i materiałów) może być jeszcze przyjaźniej. Szczególnie że odpada pewien istotny problem - promieniowanie jest podobne jak na Ziemi, w przeciwieństwie do Marsa gdzie ochrona przed promieniowaniem to jeden z kluczowych problemów do pokonania. Wizja eksploracji atmosfery WenusLatające miasta, nawet nie takie jak to z Imperium Kontratakuje, ale małe „wioseczki” jak Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, to odległa przyszłość. Poza tym takie przedsięwzięcie wydaje się dość ryzykownym, gdy całkiem niedaleko poniżej panuje wysłania ludzi na Wenus to bardzo kosztowna idea, ale rozważano ją już w czasach projektu Apollo. Do pomysłu powrócono całkiem niedawno za sprawą projektu działu badawczego NASA w Langley, któremu nadano nazwę HAVOC (High Altitude Venus Operational Concept). To projekt międzyplanetarnej misji, której elementem jest sterowiec latający w atmosferze Wenus. Taka misja byłaby długotrwała, ale ze względu na koszty przygotowań, które uwzględniają wcześniejsze loty zrobotyzowanych pojazdów - część załogowa od startu do lądowania to tylko jeden jest pomysłem sprzed ponad dwóch lat, o którym mogliście już słyszeć. Przez te dwa lata w NASA, podobnie jak w ogólnej amerykańskiej polityce związanej z eksploracją Układu Słonecznego, zaszły spore się wątpliwe, by teraz NASA chciała angażować się w misję na Wenus, aczkolwiek na horyzoncie pojawił się pomysł współpracy z Rosjanami przy zmodyfikowanym wariancie projektu Venera-D, badań atmosfery Wenus za pomocą pojazdów latających. Obecnie takie misje wydają się najsensowniejszym i najbezpieczniejszym dla człowieka sposobem eksploracji i Vega - radziecki wkład w poznanie powierzchni WenusTak jak Mars jest planetą, w przypadku której sukcesy święciło przede wszystkim NASA, tak w przypadku Wenus szczęście dopisywało też konkurencji. Choć nieudanych prób podobnie jak w przypadku Marsa było sporo. Co prawda to NASA wykonało mapę topograficzną, ale gdy ograniczymy się do badań przeprowadzonych nie z orbity, a na powierzchni to tylko seria radzieckich lądowników Wenera i Vega miała szczęście osiąść na powierzchni Wenus. Sondy Vega (ich prawdziwym celem była kometa Halleya) wyposażono dodatkowo w specjalne balony z aparaturą, które po wypuszczeniu unosiły się przez kilkadziesiąt godzin w atmosferze względu na warunki atmosferyczne, zdjęcia powierzchni były jednymi z najbardziej pożądanych danych naukowych. Pierwszy lądownik, który trafił na powierzchnię w grudniu 1970 roku, to Wenera 7. Zdjęcia powierzchni wykonała jednak dopiero pięć lat później Wenera 9 i 10. Pierwsze kolorowe zdjęcia przesłała Wenera 13, która na powierzchni Wenus działała tylko 127 uzyskane przez sondę Wenera 9 i 10Widok z lewej i prawej kamery lądownika Wenera 13Niestety, częściowo ze względu na trudny dostęp do danych zebranych w czasach ZSRR, a także ze względu na krótki czas pracy, zdjęcia nie pokazują zbyt wiele, ale też więcej nie dało się wykonać ze stacjonarnego pojazdu. Widoki Wenus to ujęcia panoramiczne, z otoczeniem sond i skalistą powierzchnią - nie zachwycają też rozdzielczością, ale dają jako taki pogląd na to jak wygląda miejsce lądowania. Zdjęcia powierzchni Marsa już za pierwszym razem w 1977 roku były dużo lepszej jakościI tylko to miejsce, bo zdjęć powierzchni z orbity nie da się wykonać. Dlatego nasza wiedza o Wenus jest bardzo ograniczona. Wyobraźcie sobie, że dysponujemy jedynie zdjęciami takimi jak wykonały we marsjańskie lądowniki Viking i porównajcie to z obrazem powierzchni planety jaki uzyskano dzięki teleskopowi Hubble, sondom MGS, MRO, Mars Express oraz łazikom na powierzchni. Prawda, że jest on dużo ciekawszy?Tak widzi Wenus i Marsa teleskop HubbleWenera-D czyli powrót na WenusWenus kryje w sobie tyle tajemnic, że jest normalną rzeczą chęć poznania szczegółów na temat jej powierzchni i atmosfery. Być może dzięki lepszym technologiom uda się uzyskać więcej lepszej jakości zdjęć powierzchni, ale kluczowe mogą okazać się bezzałogowe pojazdy ostatnie mogą być częścią wspomnianej misji Venera-D, która ma szanse ziścić się około 2025-2026 roku. O ile analizowane obecnie plany zostaną zaakceptowane i nie będzie żadnych to duża misja, tak jak projekt łazika Curiosity, który kosztował 2,5 miliarda dolarów. Podstawowe założenie zakładało wysłanie orbitera, którego podstawowa misja potrwa 3 lata i lądownika, który wytrzymałby nawet miesiąc na przerósł możliwości Rosjan i teraz mniejszą wagę przykłada się do czasu pracy lądownika (jest też koncepcja „rozrzucenia” na powierzchni mniejszych, ale wytrzymalszych stacji pomiarowych), a bardziej badań pojazdu na orbicie przydałby się więc bezzałogowy pojazd badający atmosferę. Koncepcję takiego latającego drona w atmosferze Wenus rozważa między innymi Northrop Grumman. Projekt ma nazwę VAMP, czyli Venus Atmospheric Maneuverable dron byłby zapewne wkładem w misję Wenera-D ze strony amerykańskiej. Miałby rozwiązać zagadkę tak szybkiej rotacji atmosfery wokół powierzchni, a także wyjaśnić czy tajemnicze ciemne pasy materii widziane w powłoce chmur mogą kryć w sobie proste organizmy jak NASA, Roscosmos, popsci, inf. własna Z materiału tego nie zdołał utworzyć się w procesie tworzenia się Układu Słonecznego z powodu oddziaływania grawitacyjnego Jowisza. Liczba planetoid w tym pasie szacowana jest nawet na 1,7 mln. Ich rozmiary nie przekraczają kilkuset kilometrów, a łączna masa planetoid prawdopodobnie jest mniejsza niz jednej tysięcznej masy Ziemi. Szansa na bycie świadkiem spektaklu jest niewielka, ale nie niemożliwa. 18 grudnia C/2021 A1 przejdzie bardzo blisko planety, a dwa dni później ślad pyłu może być widoczny z Ziemi. Każdy świat w Układzie Słonecznym może czasem otrzymać szczątki pozostawione przez komety w przestrzeni kosmicznej, a zjawisko to może powodować spektakularne pokazy świetlne. Są to pokazy meteorów, które są widoczne również z Ziemi. W tym roku może być kolej na Wenus, która zostanie uderzona przez materię międzyplanetarną. W artykule opublikowanym na serwerze preprintów i przesłanym do The Astronomical Journal również podano datę: po połowie grudnia. Deszcz meteorów może być również widoczny z naszej planety, choć prawdopodobieństwo jest niewielkie. Deszcz meteorów na Wenus 18 grudnia, niedawno odkryta kometa C/2021 A1 (Leonard) przejdzie zaledwie 4,34 miliona kilometrów od Wenus. Dwa dni później planeta znajdzie się w pozycji, w której zostanie dotknięta przez smugę pyłu komety Leonarda. Pokazy meteorów na Ziemi występują, gdy nasza planeta przecina drogę odłamków pozostawionych przez kometę przechodzącą wielokrotnie przez stulecia. Niektóre z tych "pryszniców" są większe i bogatsze niż inne, w zależności od ilości gruzu. W przeszłości, na przykład, zdarzały się niesamowite zjawiska, takie jak deszcz meteorów Leonidów z 1833 r., kiedy to widziano 100 000 meteorów na godzinę spadających z nieba. Wydarzenie z 1833 r. było największym odnotowanym na Ziemi, ale nie w Układzie Słonecznym. W 2014 r. bliskie spotkanie Marsa z kometą C/2013 A1 (Siding Spring) doprowadziło do niewiarygodnego deszczu 108 000 meteorów na godzinę spadających na Czerwoną Planetę. Obserwowany tylko pośrednio, opad materiału międzygwiezdnego spowodował, że meteory wytworzyły warstwę metalicznego materiału w marsjańskiej atmosferze. Przejście Siding Spring było mniej powszechnym rodzajem deszczu, który występuje, gdy kometa długookresowa, która tylko rzadko wchodzi do wewnętrznego Układu Słonecznego, przechodzi niezwykle blisko planety. W tym przypadku przeleciał on 140 000 kilometrów od Marsa. Podobny scenariusz mógłby się wydarzyć w przypadku Wenus. Z opublikowanej pracy wynika, że szansa na zaobserwowanie meteorów uderzających w atmosferę Wenus jest bardzo niska, ale nie niemożliwa. Głównym czynnikiem umożliwiającym zaobserwowanie takiego spektaklu będzie odległość komety od Słońca. Kometa będzie musiała być również bogata w niezwykle lotny lód. Naukowcy kontynuują badania nad tym spotkaniem, w którym niektóre wydarzenia mogą być widoczne z Ziemi, a zwłaszcza dlatego, że może to być okazja do szczegółowej obserwacji kometarnego ogona. Podczas gdy deszcz meteorów może nie być widoczny z Ziemi, 12 grudnia będzie można obserwować przejście Leonarda gołym okiem lub przez lornetkę przed spotkaniem z Wenus. W międzyczasie, obecne misje do drugiej planety Układu Słonecznego badają, czy jej atmosfera nadawała się do zamieszkania w przeszłości. Stefania Bernardini
Wenus znajduje się 210 mln km od Ziemi, a Jowisz ponad cztery razy dalej - dzieli nas aż 853 mln km. W środę obie planety znajdą się po prostu niemal w jednej linii wzroku dla obserwatorów
Tak naprawdę wszystko zależy od pogody. Obie planety - Merkury i Wenus - wraz z najjaśniejszą gwiazdą gwiazdozbioru Panny - Spiką - będą świeciły nisko nad zachodnim horyzontem w okolicach godziny 19:30 na lewo od miejsca, w którym zaledwie kilkanaście minut wcześniej zajdzie dzisiaj o godzinie 19:30 Gdzie szukać na niebie planety Wenus? Najjaśniejszym obiektem z całej trójki będzie Wenus, więc jako pierwsza z pewnością rzuci się w oczy. Planeta aktualnie znajduje się 160 mln km od Ziemi i niezwykle intensywnie świeci odbitym światłem słonecznym. Jej jasność aktualnie szacowana jest na -4 dobrze się przyjrzymy, tuż pod Wenus i w prawo, w niewielkiej odległości znajdziemy znacznie słabiej świecący drugi punkt świetlny. To z kolei Spika, najjaśniejsza gwiazda w więcej w połowie drogi między Wenus a Słońcem (aczkolwiek bliżej Wenus) znajdziemy nieco jaśniejszego od Spiki trzy obiekty znikną pod zachodnim horyzontem w ciągu zaledwie pół godziny, więc okno do obserwacji jest niezwykle co tak właściwie patrzymy? Wenus: druga planeta od Słońca Druga planeta od Słońca o rozmiarach, masie i składzie chemicznym niemal dokładnie takich samych jak Ziemia. Okrążając Słońce w ciągu 224 dni Wenus naprzemiennie zbliża się do Ziemi na odległość 40 mln km i oddala na 259 mln Źródło: PLANET-C Project Team/JAXAAtmosfera Wenus to już jednak zupełnie inne zwierzę. W całości powierzchnia Wenus skrywa się pod nieprzezroczystą warstwą gęstych chmur składających się z kwasu siarkowego. Chmury te unoszą się z kolei w atmosferze składającej się z dwutlenku węgla. Temperatura na powierzchni Wenus wynosi 471 stopni Celsjusza, a ciśnienie jest 92 razy większe niż na Ziemi, czyli takie jak kilometr pod powierzchnią morza na więc zatem dziwnego, że w najbliższych (i dalszych) planach nie ma żadnej misji załogowej na Wenus. Co więcej, nawet wysłanie bezzałogowego lądownika, który byłby w stanie wytrzymać na powierzchni Wenus dłużej niż kilka godzin to poważne wyzwanie. Pierwsza sonda, która w całości dotarła na powierzchnię planety w 1970 r., Wenera 7, kontaktowała się z Ziemią przez jedynie 23 minuty. Wysłana 5 lat później sonda Wenera 9, która przesłała na Ziemię pierwsze zdjęcia powierzchni, wydłużyła ten czas do 53 powierzchni Wenus wykonane przez sondę Wenera 9Rekordzistką do dzisiaj pozostaje sonda Wenera 13, która w 1981 r. wytrzymała na powierzchni planety aż 127 minut. Warto jednak zauważyć, że w 1984 r. w ramach misji Wega 1 w atmosferze planety unosiła się sonda balonowa, która przesyłała dane na Ziemię przez ponad 46 która przez niemal 47 godzin unosiła się w chmurach Wenus w trakcie misji Wega 1Warto mieć to wszystko w pamięci, kiedy dzisiaj wieczorem będziecie spoglądali na tę niezwykle jasną kropkę na wieczornym niebie. Myśl o tym, że patrzycie na planetę o rozmiarach Ziemi, na powierzchni której panuje wiecznie ponury rdzawy mrok i temperatura 471 stopni Celsjusza sprawi, że docenicie każdą temperaturę, z którą musimy się mierzyć na Ziemi. Jak znaleźć na niebie Merkurego? Znacznie słabiej świecący na dzisiejszym niebie Merkury to pierwsza planeta Układu Słonecznego krążąca wokół Słońca w odległości zaledwie 58 mln km (Wenus: 108 mln km, Ziemia: 150 mln km). Ze względu na niewielką odległość od Słońca, zawsze na niebie widoczny jest bardzo blisko wschodzącego lub zachodzącego Słońca, przez co jest niezwykle trudny do jest także najmniejszą planetą Układu Słonecznego. Co ciekawe, większy od niego jest nawet Ganimedes, największy księżyc przeciwieństwie do Wenus, Merkury nie ma żadnej atmosfery, przez co po stronie skierowanej do Słońca panuje na nim temperatura 427 stopni Celsjusza, a po stronie „nocnej” momentalnie spada ona do -173 stopni tego, że w obserwacjach powierzchni Merkurego nie przeszkadza atmosfera planety, wciąż pozostaje on stosunkowo mało zbadany. Wysłanie sondy do Merkurego jest niezwykle trudne, przez co jak dotąd odwiedziły go jedynie dwie sondy kosmiczne. Sonda Mariner 10 przeleciała trzykrotnie w pobliżu Merkurego w połowie lat siedemdziesiątych, a sonda MESSENGER badała Merkurego z orbity w latach także pamiętać, że w 2018 r. w kierunku Merkurego poleciała nowa sonda kosmiczna BepiColombo. Niezwykle skomplikowana trajektoria lotu doprowadzi ją jednak na orbitę wokół Merkurego dopiero w 2025 sobie wszystkie powyższe fakty patrząc wieczorem na te niepozorne kropki na wieczornym niebie, na które nikt wokół nie będzie zwracał żadnej uwagi. Poczujecie się wtedy częścią kosmosu. Ta świadomość zawsze jest źródłem ogromnej satysfakcji. Venus. Wenus to druga planeta Układu Słonecznego. Pod względem masy, gęstości i średnicy jest bardzo podobna do naszej rodzimej planety - Ziemi. Wenus swą nazwę otrzymała od greków, którzy nazwali ją po bogini miłości i piękności. I nie dziwię się bo jest piękna gdy błyszczy w pogodną noc swym jasnym światłem.
Po ostatnich doniesieniach, że na Wenus mogło istnieć życie, każdy kolejny dzień przynosi nowe rewelacje. Naukowcy z Kalifornii, badający orbity planet w Układzie Słonecznym, doszli do wniosku, że Wenus mogłaby nadawać się do życia, gdyby nie Jowisz. A pewien biochemik – także z Kalifornii – odkrył w archiwalnych danych NASA, że ślady życia na Wenus można było wykryć już w 1978 roku, ale ktoś je „przegapił”. Wenus mogła być niegdyś planetą dość podobną do Ziemi, a panujące na niej warunki mogłyby pozwolić przeżyć ziemskich organizmom. Niestety, tę piękną wizję zniweczył Jowisz, zmieniając swoją orbitę. Ten proces sprawił, że zmiany klimatyczne na Wenus błyskawicznie przyspieszyły. Podczas wczesnego etapu powstawania Układu Słonecznego, w wyniku ruchu Jowisza – oddalania i przybliżania się do Słońca – ogromne przyciąganie grawitacyjne tej planety skutecznie zabiło potencjalnie „ziemskie środowisko” mogące istnieć niegdyś na Wenus – twierdzą autorzy badania opublikowanego w Planetary Science Journal. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside (UCR) stwierdzili, że ruch Jowisza prawdopodobnie przyspieszył zmiany na Wenus i jej przekształcenie w tak niegościnną planetę, jaką jest dziś. Obecnie panuje tam temperatura około 471 stopni Celsjusza – wynika z obliczeń NASA. To więcej, niż wynosi temperatura topnienia ołowiu. – Gdy Jowisz migrował, Wenus przeszłaby przez dramatyczne zmiany klimatyczne, nagrzewając się, a następnie ochładzając i coraz bardziej tracąc wodę do atmosfery. Jedną z interesujących rzeczy na temat dzisiejszej Wenus jest to, że jej orbita jest prawie idealnie okrągła. W ramach tego projektu chciałem zbadać, czy orbita zawsze miała taki kształt, a jeśli nie, jakie są tego konsekwencje – mówi Stephen Kane, astrobiolog UCR. Aby dowiedzieć się, jak orbity poszczególnych planet wpływają na siebie nawzajem, naukowcy stworzyli model Układu Słonecznego. Orbita planety mierzona była w przedziale od zera do jednego. Im bliżej zera, tym bardziej okrągła była orbita. Z kolei orbita wynosząca jeden nie byłaby nawet zbliżona do okręgu i nie byłaby w stanie zakończyć się wokół gwiazdy, a zamiast tego „wypchnęłaby” planetę w kosmos – wyjaśnia badacz. Naukowcy odkryli, że kiedy Jowisz znajdował się bliżej Słońca – około miliarda lat temu – Wenus miała orbitę wynoszącą 0,3, co oznacza, że ​​istniało większe prawdopodobieństwo, że planeta nadawała się do zamieszkania. Jednak gdy Jowisz migrował, przepchnął Wenus bliżej Słońca, gdzie mogła przejść dramatyczną zmianę klimatu. Teraz jej orbita wynosi około 0,006 i jest najbardziej kołową ze wszystkich. Katastrofa klimatyczna Ze względu na ogromne rozmiary, Jowisz ma zdolność zakłócania orbit otaczających go planet. Ma masę dwa i pół razy większą niż wszystkie inne planety Układu Słonecznego razem wzięte. Wenus, której nazwa pochodzi od rzymskiej bogini miłości, jest czasami nazywana bliźniaczką Ziemi, a to za sprawą podobnych rozmiarów. Inne badanie, opublikowane w zeszłym roku, wykazało, że Wenus prawdopodobnie przez miliardy lat utrzymywała stabilną temperaturę i posiadała wodę w stanie ciekłym, dopóki nie zaszły dramatyczne zmiany klimatyczne. Obecnie jest to w większości martwa planeta z toksyczną atmosferą, jednak ostatnie odkrycie na Wenus fosforowodoru może oznaczać, że na planecie zachodzą nieznane procesy. Kane uważa za​​ możliwe, że gaz świadczy o istnieniu na Wenus „ostatniego ocalałego gatunku”. Jednak jest to mało prawdopodobne, ponieważ mikroby takie musiałyby przetrwać w chmurach kwasu siarkowego Wenus przez miliard lat po tym, jak planeta utraciła wodę w stanie ciekłym. – Prawdopodobnie istnieje wiele innych procesów, które mogą wytwarzać gaz, a które nie zostały jeszcze zbadane – powiedział Kane. Zapomniane odkrycie Kolejne doniesienia ws. Wenus mówią, że jeśli istnieje na niej życie, NASA mogła je po raz pierwszy wykryć w 1978 roku. Przeglądając archiwalne dane NASA, Rakesh Mogul, biochemik z Cal Poly Pomona w Kalifornii, wraz z kolegami odnalazł ślad fosfiny (fosforowodoru) wychwycony przez Pioneera 13 – sondę, która dotarła do Wenus w grudniu 1978 roku. Mogul dobrze znał dane z misji Pioneera 13, a po opisanym ostatnio odkryciu wiedział, czego ma w nich szukać. Postanowił na nowo przyjrzeć się archiwalnym zbiorom, tym razem szukając w nich śladów związków fosfory. Odkrycie opublikowali w bazie danych arXiv 22 września, jeszcze nie zostało poddane oficjalnemu przeglądowi. Samo znalezisko Mogula nie mówi naukowcom nic więcej niż to, co zostało opisane w Nature Astronomy na początku września, chociaż potwierdza obecność fosfiny. Dane z 1978 roku pochodzą z dużego spektrometru neutralnego mas z dużą sondą (LNMS), jednego z kilku instrumentów, które weszły do ​​atmosfery Wenus w ramach misji Pioneer 13. Jak to możliwe, że przez 40 lat nikt nie zwrócił uwagi na odkrycie? Otóż kiedy naukowcy po raz pierwszy opisywali wyniki LNMS w latach 70. XX wieku, nie przywiązywano wagi do omawiania związków opartych na fosforze. Skupiano się na innych substancjach chemicznych. Mogul i jego koledzy znaleźli również wskazówki dotyczące innych substancji chemicznych, które nie powinny naturalnie powstawać w chmurach Wenus - takich jak chlor, tlen i nadtlenek wodoru. Jak napisali, potrzebna jest dalsza, ciągła eksploracja Wenus.
Piękny sierp młodego Księżyca z planetą Wenus nad Ustką - Zdjęcia 22.04.2023r. Temperatura na Ziemi wzrosła ponad 2 stopnie Celsjusza powyżej średniej sprzed epoki przemysłowej. Tym Wenus, pomimo podobnej do Ziemi wielkości, budowy geologicznej oraz położenia wewnątrz ekosfery naszego układu planetarnego nie jest najprzyjemniejszym miejscem do zdobywania. Tolkienowski Mordor to przy niej kurort wypoczynkowy dla emerytów: efekt cieplarniany, ponad 400 °C przy powierzchni, deszcze i chmury z kwasu siarkowego czy ciśnienie przekraczające 90 atmosfer powoduje, że nawet sondy i roboty mają tam generalnie przechlapane. Zapomniana planeta Mimo wszystko to, że po dość intensywnych badaniach planety w latach 70 i 80-tych poprzedniego wieku stracono prawie zupełnie zainteresowanie naszą najbliższą sąsiadką, jest niezrozumiałe. Właściwie po tym, gdy misja Magellan zmapowała całą jej powierzchnię, jakiekolwiek badania tej planety są robione jedynie przy okazji. Dość powiedzieć, że jedynie europejska ESA ma na koncie skromną misję sondy „Venus Express”, a japońska JAXA borykającą się ciągle z problemami technicznymi misję sondy „Aktsuki”. Ostatnie lądowanie na powierzchni planety miało miejsce 35 lat temu, gdy przez 56 minut popracował na niej lądownik z radzieckiej misji Vega-2. Na szczęście pojawiają się oznaki tego, że naukowa pauza dotycząca tej planety powoli się kończy. Wyzwania przed konstruktorami Nie oznacza to niestety, że ponowne lądowanie na Wenus nastąpi już niedługo. Niekorzystne warunki panujące na i nad powierzchnią tej planety powodują, że pojazd, który miałby ją badać, musi być znaczenie bardziej odporny, od tych które wysyłamy na przykład na Marsa. Dotychczas najdłużej działającym urządzeniem które wylądowało na jej powierzchni, była radziecka Venera-13, która przetrwała... 127 minut. Przy 15 latach działania marsjańskiego łazika Opportunity wypada to katastrofalnie i pokazuje skalę trudności, jaka stoi przed badaczami Wenus. NASA do tego zagadnienia powróciła, na razie teoretycznie, już jakiś czas temu. Rozpoczęto prace nad AREE (Automaton Rover for Extreme Enviroments), czyli mechanicznie napędzanym łazikiem, który dzięki wywaleniu elektroniki, powinien przetrwać na powierzchni Wenus dłuższy okres. Pojazd byłby napędzany turbiną wiatrową, która magazynowałaby energię przy pomocy systemu sprężyn, podobnie jak ma to miejsce w tradycyjnych, nakręcanych zegarkach. Konkursy, konkursy... Agencja w podobny sposób chciała podejść do systemu sterowania pojazdem. Szukając inspiracji, zdecydowała się jakiś czas temu rozpisać konkurs o poetycko brzmiącej nazwie „Exploring Hell: Avoiding Obstacles on a Clockwork Rover”, który postawił przed uczestnikami następujące zadanie: „Korzystając z antycznych technik i nowoczesnego materiałoznawstwa, zaprojektuj mechaniczny czujnik unikania przeszkód do stosowania na nietypowym łaziku planetarnym” Prace projektowe przeszły najśmielsze oczekiwania NASA, ciekawych rozwiązań było tak dużo, że zdecydowano się nagrodzić nie trzy, ale aż pięć projektów, a kilka innych uhonorować wyróżnieniami. Im prościej, tym lepiej... Zwycięzcą okazał się egipski architekt i projektant Youseef Ghali, którego projekt o nazwie „Venus Feelers” używa trójkołowych elementów jezdnych, połączonych z pojazdem szeregiem przekładni, rolek itp., których odchylenie względem położenia neutralnego wyznacza czy przeszkoda jest warta sforsowania. System zaprojektowano tak, by minimalna ilość elementów była wystawiona na bezpośrednie działanie środowiska zewnętrznego, dzięki czemu całość powinna być niezawodna, a jednocześnie wystarczająco precyzyjna. Drugą nagrodę otrzymał nie mniej ciekawy, choć wydaje się, że bardziej narażony na uszkodzenia „Skid n' Bump” z Team Rovetronics. System wykorzystuje do wykrywania przeszkód metalowe „sondy” połączone z czymś w rodzaju przekładni automatycznej. Firma zaprezentowała też uproszczony model łazika, który pokazuje w praktyce zasadę jego działania. Wydaje się jednak, że to właśnie duże skomplikowanie całej konstrukcji spowodowało, że przegrał z „Venus Feelers”. Trzecie miejsce przypadło Australijczykowi Callumowu Heronowi, którego projekt powinien dawać najbardziej precyzyjne pomiary powierzchni, ale kosztem dużo większej delikatności i skomplikowania całej konstrukcji, opartej na kilkunastu, niewielkich mechanicznych „sensorach”. Dwie dodatkowe nagrody przypadły łotewskiemu KOB ART za najlepiej wykonany prototyp oraz Matthew Reynoldsowi za najbardziej innowacyjny projekt „ECHOS”. Wyróżnione też dodatkowo 10 kolejnych pracy, wszystkie projekty możecie zobaczyć tutaj. Co dalej? NASA będzie teraz próbowała wykorzystać konkursowe projekty i dopracować oparte na nich rozwiązania tak, żeby AREE faktycznie miał szansę przetrwać przejażdżkę po powierzchni tej niegościnnej planety. Cały czas pozostaje jeszcze do rozwiązania kwestia sensorów pomiarowych i komunikacyjnych, w których elektroniki uniknąć nie sposób. Być może ograniczenie jej zastosowania do minimum, pozwoli zastosować tam gdzie jest niezbędna na tyle mocne środki ochronne, że pozwolą jej przetrwać dłuższy czas. Może się też okazać, że mimo wszystko efektyniej będzie zastosować krócej pracujące, ale naszpikowane elektronikąklasyczne lądowniki i AREE nie znajdzie w ogóle zastosowania w praktyce. Czas pokaże, dobrze w każdym razie, że badanie tej niezwykłej, a jednoczesnie najmniej poznanej planety znowu są „na rozkładzie jazdy”. Choćby historia zmian klimatycznych Wenus może okazać się pomocna w zrozumieniu procesów, które zachodzą dziś na Ziemi. Odwiedziny? Nie tak prędko... Pomimo tego, że podróż w okolice Wenus jest najprostsza i najkrótsza (jakieś 3 miesiące), nigdy nie zrealizowaliśmy planów załogowego lotu w jej okolice. Na chwilę obecną nawet plany misji bezzałogowych są niezbyt sprecyzowane. Planowana początkowo na 2016 r. wysyłka rosyjskiej sondy Wenera-D została przełożona na 2026 r., ale biorąc pod uwagę rosyjskie problemy gospodarcze, należy powątpiewać, czy uda się dotrzymać tego terminu. Drugim projektem, będącym we wstępnym stadium realizacji, jest przewidywana na 2023 r. hinduska misja Shukrayaan-1. Jest więc całkiem możliwe, że najwcześniej zjawi się w okolicy Wenus... człowiek lecący na Marsa. Naukowcy już jakiś czas temu wyliczyli, że dzięki wykorzystaniu asysty grawitacyjnej tej planety, można zaoszczędzić sporą ilość paliwa i czasu w drodze na Czerwoną Planetę. Zwiększa się też ilość okien startowych pozwalających na misję tego typu. Być może też przy okazji bezzałogowych lotów testowych na Czerwoną Planetę uda się przeprowadzić jakieś dodatkowe misje na Wenus? Kto wie, w każdym razie miejmy nadzieję, że i nasza piekielna sąsiadka skorzysta na obecnym przyśpieszeniu w dziedzinie eksploracji kosmosu. Nie wiem, czy doprowadzi to kiedykolwiek do powstania fantastycznych latających miast, ale z pewnością bliższe poznanie procesów zachodzących na Wenus nam nie zaszkodzi. Źródła: [1], [2], [3], [4], [5] . 434 470 90 240 370 271 68 641

wenus widoczny z ziemi