Częstotliwość zależy od tego, czego potrzebuje klient, nurtu, w jakim pracuje specjalista oraz rodzaju usługi, na jaką się zdecyduje (poradnictwo, wsparcie w kryzysie, terapia). Warto też pamiętać, że takie spotkanie "0" umożliwia poznanie specjalisty i sprawdzenie czy jest osobą, przy której czujemy się swobodnie i bezpiecznie.
Zapewne jesteś blisko egzaminu maturalnego. Zakładam też, że nie jesteś jeszcze pewny, czy będziesz mieć możliwość realizacji swoich zamierzeń. Domyślam się także, że twki w Tobie jakaś niepewność odnośnie przyszłości, a ja muszę przyznać, że zastawiłem na Ciebie dość perfidne sidła, otóż z tego artykułu z pewnością nie dowiesz się, czy nadajesz się na studia! W czym tkwi fortel? W pytaniu, czy nadaję się na studia, tkwi pewien ślad systemu, który reguluje alokacją kapitału społecznego. Innymi słowy, zadając takie pytanie dajesz wyraz swojej niemocy, niewiary w swoje siły oraz totalnego podporządkowania systemowi edukacji, który Cię kształtuje w sposób bezlitosny! Postanowiłem zmienić logikę i postarać się dostarczyć Ci kilku sposobów myślenia o Twojej przyszłości! Pytanie, które sobie zadamy brzmi następująco: czy studia nadają się dla Ciebie! Albo może w bardziej poprawnej formie, czy studia to dobry pomysł na budowanie podstaw Twojego życia zawodowego! Czy jest dziedzina, która Cię pasjonuje? Wielu skłonnych jest twierdzić, że tylko ten powinien studiować, kto ma wysoką średnią. Ja jednak chciałbym zapytać Cię, czy jest jakaś dziedzina wiedzy, która Cię pasjonuje i pochłania Twoją uwagę od lat? Jeśli tak to musisz zastanowić się jakie są najlepsze modele kształcenia w tej dziedzinie. Jeśli jest to filozofia, to z pewnością będą to studia. Jeśli jednak interesuje Cię kolejnictwo i praca maszynisty to być może są lepsze i szybsze drogi osiągnięcia rezultatu niż studia na politechnice. Jak wybrać między pasją i karierą? Zaraz zaraz, a kto powiedział, że Twoja pasja musi być Twoim zawodem? Każdemu może zdarzyć się wypalenie zawodowe, a wtedy… ani pasji, ani zawodu. Możesz także zdobyć się na pragmatyczny wybór i rozważać wykonywanie zawodów, które w perspektywie kilku lub kilkunastu lat przyniosą Ci sukces. Musisz jednak pamiętać, by myśleć przyszłość. Argument, że wujek psycholog właśnie uzyskał wysoką emeryturę i całe życie żył na niezłym poziomie materialnym jest raczej słaby. Istnieje wiele analiz, które wskazują na zawody przyszłości, choćby na portalu Wbrew pozorom nie jest to tylko informatyka i inżynieria, z pewnością dasz radę odnaleźć siebie w którymś z nich! Czy dam sobie radę z nauką? Doświadczenie uczy, że problem nie leży w zdolnościach intelektualnych. Tak! Musisz sobie zdać sprawę, że zdolność do przyswajania wiedzy zależy od czynników takich jak: autentyczne zainteresowanie wiedzązdolności powiązania wiedzy z praktykąumiejętność koncentracjiciekawość światapracowitość pozytywne nastawienie Gdybym miał kontyuować tę listę, z pewnością zdolności intelektualne takie jak pamięć czy współczynnik IQ znalazłyby się na jednym ostatnich względem istotności miejsc. Co gdy nie nadajesz się na słabe studia? Znam wielu ludzi, którzy po prostu nie wytrzymali na studiach. W pewnym momencie powiedzieli sobie dość i nie skończyli nauki. Czy byli gamoniami? Nie. To studia były nudne, nieciekawe, źle zorganizowane i przestarzałe. Rozsądny człowiek często podejmuje ryzyko działania, aby w trakcie realizacji jakiegoś procesu zacząć się uczyć. Tak właśnie zrobiło wiele osób, które prowadzą dziś duże firmy. Czy twierdzą, że rozpoczęcie studiów to błąd? Raczej nie, twierdzą natomiast, że wybrali złe studia w nienajlepszej uczelni. Jaki z tego wniosek? Być może nie nadajesz się na studia… w złej uczelni! Wartość studiów Wyobraź sobie, że ukończenie studiów dostarcza Ci pewnego rodzaju narzędzi. Już na etapie rozpoczynania nauki musisz zatem wiedzieć o które przybory się starać. Nie ma nic bardziej smutnego niż zegarmistrz, który zamiast precyzyjnych małych narzędzi ma do dyspozycji młotek i spawarkę. Można zatem powiedzieć, że studia będą wartością o ile znajdziesz efektywne zastosowanie dla wiedzy i umiejętności, jakie zdobyłeś w trakcie nauki. Czy zatem nadaję się na studia? A teraz wrócę do próby odpowiedzi na pierwotne pytanie pytanie: Nie nadajesz się na studia, jeśli nie masz na siebie żadnego pomysłu!Nie nadajesz się na studia, jeśli chcesz po prostu spędzić czas w sferze nadajesz się na studia, jeśli planujesz mieć dobre osiągnięcia z każdej dziedziny, w żadnej z nich nie osiągając celujących wyników.
\n \n\nczy nadaję się na psychologa

Dzień dobry. Przepis stanowi następująco: "Zgodnie z ustawą o prawach pacjenta jak i ustawą o zawodzie psychologa to pacjent wyraża zgodę na udzielanie świadczeń zdrowotnych – terapeutycznych. W przypadku gdy osobą zgłaszającą się na terapię jest osoba nieletnia, tj. ukończyła 16 r.ż., ale nie ma jeszcze skończonych 18 lat

Lisbeth 3 grudnia 2010, 18:32 Czy ja się już kwalifikuję do psychologa?Na diecie jestem prawie rok(z małymi drobnymi przerwami na wakacjach). Schudłam ponad 10 kg do wakacji. I tu trochę zjadłam więcej. Miałam wychodzić z diety ale uparłam się określoną liczbę kg ile chcę ważyć. Niestety jak wiadomo ściśle diety się trzymać nie da. Od końca wagi przybyło mi ok 5 kg. Od ponad tygodnia nie wiem co się ze mną dzieje ( to przez zimę?) .Przez cały ten rok ciągle marzę żeby jeść normalnie. Jak wszystkie nastolatki. Straszny ból przeżywam codziennie w szkole widząc koleżanki jak jedzą pożądne II śniadanie. Zwykle jest to solidna bólka z szynką , serkiem itp. Boże jak ja w tedy patszę! Skręca mnie z zazdrości ,że one to mogą jeść a jak ja coś więcej zjem z poza diety to waga idzie w górę ! Jest mi strasznie przykro . Codziennie moje myśli krążą wokół jedzenia , zgrabnych figur rówieśniczek i niedozwolonych w mojej diecie. Dieta jest od dietetyka. Jem praktycznie monotonnie. Rzygać mi się chcę już na widok activi( jem ją na przekąskę ) lub jabłka( zwykle jem go w całości z ogryzkiem bo mi szkoda wyrzucić)....Nie jem praktycznie nic innego z poza tej diety .... ;(Ostatnio zaczęłam szaleć. BNie ma dnia żebym nie płakała nad samą sobą .. nad tym wszystkim ... A dodam jeszcze ,że moje ciało nadal nie wygląda ,że ja poprostu nie nawidzę swojego ciała. Taaak wiem ,że inni mają gorzej i bardzo im(wam) współczuję .Jeszcze świadomość tego ,że mając te 10 lat byłam chudzinką mnie jeszcze bardziej przygnębia. Niestety zechciano mnie utuczyć . Wybaczam to ale ...... nie do końca w zasadzie ;(Dodatkowo: Przez tą niemożność pogodzenia się z sobą psuję życie mojej mamie( te ciągłe płacze, napady złości) , którą Bardzo kocham . Ona z kolei cieszy się świetną figurą i nawet jak by chciała to by nie przytyła. Doszło do tego ,że musi się ukrywać z jedzeniem słodyczy i innych kalorycznych rzeczy bo widzi jak mi jest przykro. I przy okazji mi jest też przykro bo ona sobie nie może w spokoju zjeść przeze mnie ;(Pewnie mnie teraz zjechacie , ale musiałam się tu wyżalić bo już mnie w domu mają dość.... Ja przy okazji siebie też ...Jeżeli przeczytacie mój post to dziękuję . Nie musicie jednak czytać . Chciałam się porostu wyżalić . WYRZUCIĆ swój ciężar nagromadzony w tym ja wigilię przeżyję to nie wiem.... Najprawdopodobniej po wigilii znowu do dietetyka pójdę ;( Dołączył: 2010-08-18 Miasto: Wenus Liczba postów: 985 3 grudnia 2010, 18:40 Myślę że warto by było opowiedzieć to psychologowi, on mógłby Ci pomóc poczuć się lepiej we własnej skórze. Psycholog jest po to aby pomóc uczynić nam nasze życie lepszym a wydaje mi się, że to by ci się przydało. Życie jest za krótkie aby siebie nienawidzić i psuc sobie ralacje z się mocno dziewczyno!!!!!!!!! Dołączył: 2010-08-23 Miasto: Warszawa Liczba postów: 142 3 grudnia 2010, 19:40 ee tam :) dobrze że o tym piszesz :) wiesz tylko inteligentni chcą szukać pomocy :)ja też chodziłam do psychologa co prawda w innej sprawie :) ale uważam, że możesz się wybrać :)z pewnością pomoże Ci pokochać siebie taką jaka jesteś a przecież warto spróbować nikt Ci za to głowy nie ukręci MalaPerelka 3 grudnia 2010, 19:51 Może gdybyś wyżaliła się psychologowi byłboby ci jeszcze lżej ???? Dobrze, że przynajmniej zdajesz sobie sprawę z własnych problemów. I chciałam też dodać, że masz świetną mamę. U mnie w domu nikt się nie przejmuje tym, że też bym zjadła coś słodkiego. Lisbeth 4 grudnia 2010, 08:30 Dziękuję vitalijki dzięki wam jest mi lepiej. MałaPerełka- taaak mamusia moje jest Kochana , bardzo ją kocham za to ,że wspiera mnie w tym ;) Dołączył: 2009-12-29 Miasto: Zasiedmiogórogród Liczba postów: 82 5 grudnia 2010, 09:21 Psycholog u nas w kraju nie jest jeszcze do końca postrzegany. Ludzie często mylą go z psychiatrą. Rozmowa na pewno nie zaszkodzi i nie jest to nic takiego. ;) Wydaje mi się, że nadajesz się, bo do tego nawet specjalnie nie trzeba się nadawać. Wystarczy po prostu odczuwać potrzebę. Możesz nawet iść do psychologa szkolnego. Powodzenia. ;) Dołączył: 2010-09-26 Miasto: Warszawa Liczba postów: 506 5 grudnia 2010, 18:24 Masz za mało urozmaiconą dietę w takim razie. Może zmień dietetyka? Psycholog na pewno nie zaszkodzi, jesli czujesz, że go potrzebujesz, to czume nie? Jakbys chciała się wyżaliż możesz śmiało do mnie pisać :) Dołączył: 2010-04-21 Miasto: Białystok Liczba postów: 1878 5 grudnia 2010, 21:11 nadajesz się bardziej na zainwestowanie w słownik ortograficzny NaturalMedica Dołączył: 2010-08-28 Miasto: Warszawa Liczba postów: 81 7 grudnia 2010, 19:15 Tu się mogę zgodzic,wizyta u psychologa na pewno nie zaszkodzi ale wydaje mi się,ze bardziej powinnaś skupic się na swojej diecie. Napisz coś wiecej na temat swojego odżywiania,może zmień dietę na inną?
Z artykułu dowiesz się: jak zostać psychologiem i na czym polega jego praca; ile zarabia psycholog; gdzie szukać ofert pracy związanej z psychologią; jak napisać CV i list motywacyjny psychologa, aby dostać zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną. Chcesz od razu przygotować CV i list motywacyjny psychologa?
My – ludzie młodzi, wykształceni i światowi. Dla nas chodzenie na terapię, to przecież żaden wstyd. To znaczy póki mowa o kimś innym. Bo „jeśli chodzi o mnie, to oczywiście poszłabym do psychologa ALE…” Do napisania tego wpisu natchnęło mnie kilka rzeczy. Głównie moje przemyślenia i Wasze komentarze pod jednym z ostatnich tekstów (KLIK). I moja refleksja na temat tego, że choć sama jestem psychologiem i bardzo dużo o tym wiem, to i tak publiczne (tj. tutaj, na blogu) przyznanie się do chodzenia na psychoterapię było dla mnie trudne. Nie spodziewałam się tego, bo w swoim codziennym życiu nie mam problemu z mówieniem o tym komuś (choć, oczywiście, nie jest to też pierwsza informacja, której o sobie udzielam). Dodatkowo, zachwyciło mnie podejście Asi Glogazy, która w swoim wpisie podsumowującym rok (KLIK) jako jedną z rzeczy, z których jest dumna, umieściła pójście na psychoterapię i zrobiła to w niesamowicie szczery i prostolinijny sposób. Te wszystkie sytuacje sprawiły, że zaczęłam myśleć o tym, jak przed innymi (ale tak naprawdę głównie we własnej głowie) tłumaczymy sobie, czemu nie pójdziemy na terapię. „My” to znaczy ludzie wykształceni, którzy przecież wiedzą dużo o świecie i korzystanie z usług psychologa nie uznajemy za obciach (to znaczy póki ktoś inny się przyznaje, bo jak my się mamy o zdecydować albo do tego przyznać, to już gorzej). Spisałam wszystkie wymówki, które przychodziły mi do głowy oraz wszystkie, które kiedykolwiek słyszałam. I dzisiaj jest dzień, żeby się z nimi rozprawić. 1. Nie mam kasy na psychologa. – wizyta u psychologa w dużym mieście kosztuje około 100-120 złotych. Czyli 480 zł miesięcznie. Dla mnie pięć stów w miesiącu to jest dużo pieniędzy. Dla niektórych to jest bardzo bardzo dużo pieniędzy. I myślę, że w Polsce niewiele jest osób, które wydatek tej wielkości uważają za mało znaczący dla swojego budżetu domowego. Nie będę Wam próbowała wmawiać, że jest inaczej. Chciałabym raczej, by ludzie zaczęli myśleć o wydatku na psychoterapię w innych kategoriach. Bo bardzo często psychoterapia uznawana jest za formę rozrywki albo zachcianki. I jeśli patrzymy w ten sposób na tę kwotę, to rzeczywiście jest ogromna. Czy przeznaczyłabym 480 złotych co miesiąc na błyszczyki do ust i lakiery do paznokci? Nie! Czy przeznaczyłabym 480 złotych co miesiąc na bilety do teatru? Nie! A na buty na obcasach? Nie! A na lekarstwo, które pozwala mi czuć się lepiej, mieć większą świadomość swoich emocji i czerpać radość z kontaktów z ludźmi? Tylko że nie ma takiego lekarstwa. Ale jest psychoterapia. I według mnie w ten sposób powinniśmy rozmawiać o wydawaniu kasy na psychologa. Ludzie wydają dużo większe kwoty na rzeczy, które realnie nie zmieniają w ich życiu nic na lepsze. I nie mają wtedy obiekcji, że „to tyle pieniędzy”. Przykład? Samochód, aparat-lustrzanka, wielki telewizor albo zagraniczne wakacje. Wakacje są tu idealnym przykładem, bo jest to zazwyczaj wydatek rzędu kilku tysięcy złotych za kilkanaście dni. Terapia raz w tygodniu przez cały rok to koszt około 6 tysięcy złotych. I jasne, że takie wakacje to świetne przeżycie i fajne wspomnienia. Ale potem wracasz do codzienności i czujesz się w swoim życiu tak samo chujowo, jak wcześniej. Wakacje nie likwidują Twoich problemów. Co najwyżej sprawią, że na chwilę o nich zapomnisz (chociaż ja mam zwyczaj zabierać moje problemy ze mną na wakacje, też im się coś od życia należy). A za tę samą kwotę możesz uzyskać całkiem nowe życie. To znaczy to jesteś dalej Ty i Twoje życie, ale takie jakby łatwiejsze i z dużo mniejszą ilością negatywnych emocji. [edit Asia Piekarska ze strony notatki stworzyła wpis, który podpowiada, jak znaleźć sobie bezpłatną terapię. Jeśli jesteście zainteresowani temate, to zajrzyjcie KLIK.] 2. Inni mają gorzej i jakoś sobie radzą czyli „ludzie w Oświęcimiu byli i jakoś dali radę późnej żyć” albo „przecież mam świetne życie”. – Nie ma czegoś takiego jak „obiektywnie najgorzej”. Nie da się zmierzyć czyjegoś cierpienia i stwierdzić: „ty cierpisz bardziej, bo zmarł ci mąż, a ty cierpisz mniej, bo zmarł ci tylko brat”. Każdy z nas ma inną odporność psychiczną, inne zasoby i inne umiejętności radzenia sobie w trudnych sytuacjach. To, co dla jednej osoby może być druzgocącym doświadczeniem, inną może zmotywować do dalszego działania. I nie ma się co porównywać z innymi w tej kwestii. Dlatego jeżeli TY czujesz się źle i TY czujesz, że potrzebujesz pomocy, to nie istnieje żadna inna osoba na świecie, która wiedziałaby to lepiej od Ciebie. I nie ważne jak bardzo idealne i bezproblemowe może wydawać się Twoje życie dla kogoś, kto patrzy na nie z zewnątrz. Ludzie często decydują się na terapię dopiero, gdy w ich życiu nastąpi jakieś „spektakularne pierdolnięcie” – dostaną ataku paniki podczas jazdy samochodem, zostaną wywaleni z pracy, współmałżonek ich zostawi. Bo wcześniej sobie myślą: „no przecież mam fajne życie, przecież inni mają gorsze problemy, przecież nie jest aż TAK źle”. No, może i nie jest aż tak. Ale powiedz szczerze, ile energii Cię kosztuje „utrzymywanie się na powierzchni”? Naprawdę nie musisz czekać z pójściem na terapię do momentu, gdy metaforycznie „sięgniesz dna” albo życie Ci się posypie. Możesz pójść wcześniej i zapobiec temu. Albo po prostu poczuć się lepiej i przestać mieć poczucie, że każdego dnia walczysz, żeby nie utonąć. 3. Inni ludzie funkcjonują gorzej i nie chodzą. – Tak. Ale zaufaj mi, nie chcesz być jedną z nich. Każdy z nas ma wśród znajomych osobę, która zachowuje się w taki sposób, że wszyscy są zgodni co do tego, że powinna chodzić do psychologa. A ona nie chodzi. A często nawet nie zdaje sobie sprawy, że dobrze by jej to zrobiło. Ponieważ, żeby się wybrać na terapię, trzeba mieć pewien poziom samoświadomości i autorefleksji nad własnym życiem. Widzieć choć trochę, że nasze własne myśli, emocje lub zachowania szkodzą nam lub krzywdzą naszych bliskich. I chcieć to zmienić. Znowu będą zdjęcia lasu, zdjęcia lasu są zawsze ok. Wszystkie z 4. Tak samo mogę pogadać z przyjaciółką. – Nie, to nie jest to samo. Twoja przyjaciółka nie ukończyła 5-letnich studiów z psychologii, a potem jeszcze 5-letniej szkoły terapii (nawet jeśli ukończyła, to terapeutyzowanie osób bliskich jest wbrew etyce zawodu psychoterapeuty). Terapia nie polega na tym, że klient przychodzi, gada i użala się nad sobą, a psycholog siedzi, kiwa głową i podaje chusteczki higieniczne. Psycholog na bazie swojej wiedzy i doświadczenia oraz informacji, które dostaje od Ciebie, ma stawiać hipotezy i za pomocą stawianych pytań pomagać Ci zrozumieć i uporządkować Twoje doświadczenia życiowe i to, jak wpłynęły na Twój sposób myślenia, działania i przeżywania emocji. I Twoja nawet najfajniejsza przyjaciółka tego nie zrobi. 5. Samo przejdzie. – No cóż… Trochę tak, ale jednak bardziej to NIE. Stan psychiczny każdego człowieka nie jest ustalony raz na zawsze. Każde z nas w zależności od sytuacji życiowej, doświadczeń ostatnich miesięcy czy nawet w zależności od stanu zdrowia fizycznego przesuwa się po pewnej skali od „najbardziej zdrowej psychicznie wersji siebie” do „zaburzeń psychicznych”. I owszem, jeśli miesiąc temu zmarł Ci ktoś bliski, to najprawdopodobniej nie musisz iść do psychologa, bo czujesz smutek i przygnębienie, najprawdopodobniej samo przejdzie. Ale jeśli przez całe Twoje życie powracają epizody, gdy np. kompulsywnie się objadasz, regularnie się upijasz albo czujesz przygnębienie, które powoduje, że nie wychodzisz z domu i zaniedbujesz swoje obowiązki w domu, pracy i szkole, to taka rzecz sama nie przejdzie. To znaczy przejdzie, ale tylko do następnego epizodu. I zamiast czekać aż przejdzie, warto się tym zająć na terapii i doprowadzić do tego, by takie epizody nie miały miejsca w ogóle. 6. Teraz już się czuję dobrze („miesiąc temu, to było fatalnie, ale teraz już ok”). – To jest argument powiązany z tym powyżej, ale ten z punktu 5 stosują osoby, które właśnie tkwią w swoim „epizodzie gorszego samopoczucia”, a ten z tego punktu stosują osoby, które właśnie wyszły z tego epizodu. I powtórzę jeszcze raz – tak, samo przeszło. Ale tylko do następnego razu. Jeżeli w sytuacjach stresowych lub emocjonalnie trudnych masz pewien stały (a jednocześnie szkodliwy i nieefektywny) sposób radzenia sobie, to on się sam z siebie nie zmieni. Ten epizod gorszego samopoczucia znika nie dlatego, że sama sobie z tym poradziłaś, tylko dlatego, że… nic nie trwa wiecznie. I Twoja sytuacja życiowa też jest dynamiczna. Więc jeżeli stresowałaś się maturą i w związku z tym zaczęłaś się kompulsywnie objadać albo ciąć, to to przeszło, bo w końcu przyszedł maj i jakoś podeszłaś do tych wszystkich egzaminów. Ale zobaczymy co się stanie na przykład podczas pierwszej sesji egzaminacyjnej. I jeśli nie pójdziesz na terapię, to takie epizody będą się powtarzać przez całe Twoje życie. 7. Nie jestem chora psychicznie. – Zdrowie psychiczne to nie jest sytuacja zero-jedynkowa. To nie jest tak, że albo się jest zdrowym albo się jest zaburzonym. Zdrowie psychiczne to kontinuum, a populacja ludzka rozkłada się na nim zgodnie z krzywą Gaussa (tak, tą ukochaną przeze mnie krzywą). Co więcej, nasze miejsce na tym kontinuum nie jest dane nam raz na zawsze. Dla przypomnienia – tak wygląda najfajniejsza krzywa na świecie. W związku z tym, tak samo jak większość ludzi nie jest wybitnie uzdolnionymi tancerzami czy matematykami, tak samo większość ludzi nie jest wybitnie „zdrowa psychicznie”. I nic w tym strasznego. Tak jak w pewnym abstrakcyjnym dowcipie: – Czym różni się wróbelek? – Bo ma jedną nóżkę bardziej niż drugą. Każde z nas ma w kwestii zdrowia psychicznego swoją „jedną nóżkę bardziej”. Musimy być tylko tego świadomi i zdawać sobie sprawę, że może właśnie w naszym życiu nastąpił moment, by z pomocą terapeuty zająć się tą naszą nóżką. 8. Byłam raz i to nic nie dało. – Terapia to nie jest sztuczka magiczna. Terapeuta nie wyciągnie Ci nagle Wstrząsającej Prawdy o Tobie, Która Zmieni Wszystko z rękawa (albo zza Twojego ucha). Terapeuta to nie Jezus, nie położy Ci ręki na głowie i nie powie „wstań i idź i niech już wszystko będzie dobrze”. Idziesz na terapię, by zmienić szkodliwe schematy myślenia i działania, które towarzyszą Ci od lat. Potrzeba czasu, by je odkryć, zrozumieć, a w końcu zmienić. Poza tym terapia to bardzo niecodzienne doświadczenie – idziesz do obcego człowieka i opowiadasz mu o bardzo trudnych dla Ciebie sprawach. Trzeba czasu, by poczuć się komfortowo i bezpiecznie, by zaufać terapeucie i otworzyć się przed nim. 9. Byłam raz i bardzo mi to pomogło, nie potrzebuję więcej. – A teraz druga strona medalu. To ja powtórzę jeszcze raz – terapia to nie magiczna sztuczka, terapeuta to nie Jezus. Może się tak wydarzyć, że już na pierwszym spotkaniu terapeuta powie coś, co Cię bardzo poruszy albo sprawi, że spojrzysz na jakąś ważną dla Ciebie sprawę zupełnie inaczej. Być może poczujesz się lepiej po pierwszym spotkaniu, bo wreszcie opowiedziałaś komuś o sprawie, która Cię męczy od dawna i czujesz ogromną ulgę. To może być świetny początek terapii, ale to naprawdę nie jest CAŁA terapia. 10. Psychoterapia to użalanie się nad sobą. – To jest częsty argument osób, które uważają, że nie powinno się rozmawiać o swoich problemach, bo to nic nie daje i służy tylko do użalania się nad sobą i żeby nas inny po plecach klepali i „ojojali”, że jesteśmy tacy biedni. Nie na tym polega terapia. Niestety, nie ze wszystkim w życiu poradzimy sobie sami. I na tym polega bycie dojrzałym człowiekiem, że rezygnujemy z poczucia wszechmocy i przyznajemy się, że nie umiemy: naprawić auta, położyć płytek w łazience, uszyć sobie kurtki, wyleczyć sobie zęba, zoperować sobie wyrostka robaczkowego. I że w tych sprawach będzie nam musiał pomóc jakiś specjalista. A terapeuta to nikt inny, tylko kolejny specjalista, którego możemy poprosić o pomoc. A co do samego procesu terapii. Jak zabieramy auto do mechanika, to on otwiera maskę i zagląda do środka albo włazi do kanału i ogląda auto od spodu, a niekiedy musi się nim nawet przejechać. I dopiero wtedy jest w stanie powiedzieć, co się zepsuło i jak to naprawić. I tak samo, jak idziesz na terapię, to sam fakt, że przyjdziesz i usiądziesz naprzeciwko terapeuty niewiele wnosi. Opowiedzenie o swoich sprawach jest niezbędne. Niekiedy też o tych, o których nigdy z nikim nie chciałaś gadać. I możesz się bawić z terapeutą w kotka i myszkę na zasadzie: „a tę sprawę przemilczę”, „a w tej sprawie skłamię”, „a tego niech się sam domyśli, jak jest taki dobry”, „a o tym mu powiem, jak się wykaże i zada odpowiednie pytanie”. Możesz się tak bawić. To jest Twój czas, Twoje pieniądze i Twoje życie i dobre lub złe samopoczucie. Ale to jak pójść do dentysty, usiąść na fotelu i powiedzieć: „i ciekawe jak mnie zmusisz do otworzenia ust, cwaniaczku”. Terapia to nie jest sytuacja Ty kontra terapeuta. Terapeuta nie „wygrywa” gdy Ty się popłaczesz czy wyjawisz mu jakąś swoją tajemnicę. Terapia to jest wspólna praca, której celem jest poprawa Twojego życia. 11. Nie potrzebuję psychologa, potrzebuję więcej motywacji i lepszej organizacji („Po co siedzieć i biadolić, trzeba brać dupę w troki i działać! Do it! Do it now!”). Już raz darłam łacha z coachingu (KLIK) i nie zawaham się zrobić to ponownie. Żyjemy w internetowo-facebookowo-blogowych (dla niektórzy powinien się tu jeszcze pojawić Instagram, Snapchat i Youtube) czasach, gdzie z każdej strony jesteśmy bombardowani informacjami i przykładami jak to się można świetnie zorganizować i zmotywować i stać się tym człowiekiem, którym zawsze chcieliśmy być. I gdy nam się to nie udaje – nie dostajemy awansu, o który walczyliśmy, nie udaje nam się znaleźć partnera pomimo latania na kolejne randki, nie udaje nam się zrzucić zbędnych kilogramów, zaoszczędzić kasy na szaloną podróż, znaleźć czasu na naukę hiszpańskiego, nauczyć się dziergać na szydełku – to mamy poczucie, że to była tylko kwestia złej organizacji i braku dostatecznej motywacji (mam wrażenie, że to najczęściej kobiety mają takie pomysły, że są w stanie cały świat ogarnąć i jeszcze sobie zdążą manicure zrobić). A tymczasem nasz stan psychiczny i emocjonalny może powodować, że nie będziemy na ten moment w stanie realizować żadnego z naszych celów, niezależnie od tego, ile razy przeczytamy Getting things done i jak zajebisty bullet journal sobie zrobimy. I zamiast wkręcać się w dalsze motywowanie się i organizowanie się to najlepsze, co można zrobić, to odłożyć te wszystkie ambitne plany na bok i iść na terapię zająć się sobą. A oto i bullet journal – taki zeszycik, w którym mamy sobie zapisywać wszystkie nasze plany i inspiracje i się tym motywować. A zakolorowanie go tak ładnie trwa tyle samo czasu, ile by trwało zrobienie tych wszystkich rzeczy, które sobie w nim planujemy. Zdjęcie stąd: 12. Psychologia to nie nauka. – Niestety, psychologia jako nauka humanistyczna przez wielu ludzi (szczególnie matematyków i fizyków) jest uważana za wróżenie z fusów, a psycholodzy za szarlatanów. I nie czarujmy się, sami sobie na to zasłużyliśmy. Chociażby fakt, że do tej pory najbardziej znanym (jedynym znanym?) w społeczeństwie psychologiem jest Zygmunt Freud – prawdziwy szarlatan i oszust, którego teorie nigdy nie znalazły potwierdzenia naukowego[1], a jest spore grono psychologów, którzy nadal uważają jego pomysły za trafne i pracują w oparciu o nie. Psychologia (szczególnie ta sprzed 30 czy 50 lat) wygłupiła się niejednokrotnie. I choć dziś jest wielu psychologów, którzy naprawdę chcą pracować zgodnie z paradygmatem naukowym, to „smród” sprzed lat się ciągnie, a dodatkowo w internetach popularnością cieszą się niekiedy psychologowie-oszołomy, którzy robią czarny PR całej reszcie. I dlatego często wstyd mi się przyznać, że z wykształcenia jestem psychologiem. Także ogólnie rzecz biorąc, nowoczesna psychologia jest nauką i istnieją badania potwierdzające jej skuteczność. Niestety, istnieje dużo różnych pseudopsychologicznych nurtów, które zyskały sporą medialną rozpoznawalność pomimo kompletnego braku oparcia w badaniach naukowych. 13. Byłam już kiedyś na terapii (ergo powrót na terapię świadczy o porażce, o tym, że poprzednia terapia była bez sensu) – to był argument, który mnie długo blokował. Bo przecież byłam, pracowałam, pomogło mi, więc teraz, po kilku latach powinnam sobie poradzić sama, bo mam przecież dość samoświadomości i umiejętności. No… i tak i nie. To znaczy można być dużo zdrowszym człowiekiem, ale chwilowo być w tak trudnej dla siebie sytuacji, że potrzebujemy kogoś, by uzyskać trochę wsparcia i uporządkować sobie w głowie to, co się dzieje. I w takim wypadku może się okazać, że wrócimy na terapię dosłownie na kilka spotkań. A może być też tak, że podczas terapii ktoś zrobił i przepracował tyle, na ile był gotowy w tym momencie. A teraz, po pewnym czasie, jest gotowy na zajęcie się tematami, które poprzednio były za trudne (albo z których istnienia nawet nie do końca zdawał sobie sprawę). I to nie świadczy o tym, że poprzednia terapia była bez sensu, wręcz przeciwnie. Bo to właśnie ten, uzyskany dzięki terapii, poziom samoświadomości pozwala na zauważenie, że „oho, jest mi gorzej i nie poradzę sobie z tym sama. Czas iść po pomoc”. Umiejętność przyznania przed samą sobą (i przed innymi), że nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z czymś samodzielnie nie jest powodem do wstydu. Świadczy o samoświadomości i znajomości swoich możliwości. 14. Ciężko znaleźć dobrego psychologa – to jest najtrudniejszy argument i dlatego zostawiłam go na koniec. Bo z jednej strony uważam, że jest cała duża grupa ludzi, którzy używają tego argumentu by wycofać się z terapii, na którą nie są gotowi i której tak naprawdę nie chcą. Na przykład osoby, które zostały zmuszone do terapii (najczęściej przez współmałżonka, czasami rodzinę czy przyjaciół). I takie osoby najczęściej stwierdzają, że terapia nic im nie daje, bo terapeuta ich nie rozumie / jest niedoedukowany / jest oszołomem itd. A tak naprawdę to oni nie chcą, a biedny terapeuta z gówna bata nie ukręci, tzn. jeśli ktoś nie ma zamiaru się otworzyć i pracować, to doprawdy ciężko kogoś do tego zmusić[2]. Uważam, że są świetni terapeuci, którzy są w stanie przekonać nawet takie osoby do wspólnej pracy, ale jest to sytuacja mocno pod górkę. A z drugiej strony, wiem, że (niestety! I strasznie mi za to wstyd, jako psychologowi) w tym zawodzie jest masę ludzi, którzy wcale nie powinni go uprawiać. Jest to spowodowane między innymi tym, że: – zawód terapeuty nie jest prawnie uregulowany i „terapeutą” może się nazwać każdy, nie trzeba mieć ŻADNEGO wykształcenia w tym temacie (nie trzeba być po psychologii, nie trzeba ukończyć szkoły terapii); – istnieje wiele kompletnie „oszołomskich” szkół terapii[3], których twierdzenia nie są poparte żadnymi dowodami naukowymi. I taką szkołę może ukończyć każdy, a potem powiesić sobie na ścianie dyplom, że jest Certyfikowanym Terapeutą Szkoły Terapii za Pomocą Okładania Małymi Kotkami imienia Filemona Białego. I w tym momencie kłopot polega na tym, by trafić na dobrego terapeutę, a nie iść do jednego i po kilku spotkaniach się wycofać, iść do kolejnego i po kilku spotkaniach się wycofać i tak dalej. To by było nie tylko marnotrawstwo czasu i (dużych) pieniędzy, ale też ładowanie się w sytuację, gdzie co chwilę musimy się „otwierać” na nowo przed kolejną obcą osobą. Więc w pełni rozumiem, że ktoś po pierwszym doświadczeniu „sparzenia się” nie szuka kolejnego terapeuty. Ja miałam naprawdę szczęście – za pierwszym razem trafiłam dobrze. Ale to nie było tak, że to było jakieś wielkie „wow!” od pierwszego spotkania. Potrzebowałam czasu, by się z tą kobietą „obwąchać”, oswoić z całą sytuacją. Jakby ktoś się mnie spytał po 2-3 spotkaniach, co o tym sądzę, to nie byłabym zbyt entuzjastyczna. Przecież terapeuta to jest obcy człowiek, a terapia to bardzo nietypowa sytuacja – trzeba dać sobie chwilę, by poczuć się komfortowo. Ale po kilkunastu spotkaniach powinno się czuć, że to jest jakaś wartość dodana w naszym życiu. Niestety, nie istnieje recepta na to, by trafić dobrze. Tzn. można zrobić kilka rzeczy, by się „zabezpieczyć”, ale nie będzie się miało pewności. Myślę, że dobrym sposobem jest polecenie znajomych – jeśli ktoś, kogo lubisz i z kim się dogadujesz ma lub miał terapeutę, którego poleca, to szansa na to, że Tobie też podpasuje, jest większa. Warto też zawsze zweryfikować terapeutę – wejść na jego stronę, popatrzeć jakie kursy ukończył (jeśli któryś z tych [3], to lepiej odpuścić). Fajnie sobie poczytać o szkołach terapii i zobaczyć, co do człowieka najbardziej przemawia. Ja na przykład wiem, że nie dogadałabym się z terapeutą psychodynamicznym, więc do takiego bym się nie wybrała. Ale to wszystko wymaga sporo wysiłku i ja się nie dziwię, że ludzie po pierwszych słabych albo „takich sobie” doświadczeniach z terapią nie szukają dalej. Uff. To już wszystko. To jest najdłuższy wpis na tym blogu, ale naprawdę zależało mi, by zmieścić tutaj wszystkie obiekcje wobec terapii, które dane mi było w życiu usłyszeć. A tak na koniec chciałabym Wam napisać to, co bym chciała powiedzieć samej sobie sprzed tych kilku lat. Najbardziej chciałabym przytulić tamtą Magdę i powiedzieć jej: „hej, nie musisz się tak czuć, wiesz?”. Chciałabym, by ktoś mi to wtedy powiedział. Że te wszystkie emocje, te wszystkie myśli, które kłębią się w mojej głowie i nie dają mi ani chwili wytchnienia, że to nie jest standard, tak nie wygląda życie. Albo inaczej, że to tak NIE MUSI wyglądać. Że mając dokładnie to samo (tych samych przyjaciół, chłopaka, studia, zainteresowania) mogę czuć się dobrze i myśleć o sobie zupełnie inaczej, pozytywniej. Że mogę się tym cieszyć i być szczęśliwa. I tego Wam życzę. Pozdrawiam, Magda (Matka Skaut). Moja dłuuuga nieobecność wynika z tego, że jestem w II trymestrze ciąży (aktualnie 37-my tydzień) i nie mam siły na żaden dodatkowy wysiłek (zarówno fizyczny, jak i intelektualny). Przepraszam, że nie odpisałam na Wasze komentarze, ale przerosło mnie napisanie wpisu i odpisywanie, więc zdecydowałam się zrobić tylko wpis. Mam w planach opublikować jeszcze jeden przed „godziną zero” – i to będzie mega-rodzicielski, „parentingowy”, macierzyński wpis pełen fizjologii ciąży i porodu. A potem… cholera wie, co będzie potem. [1] Wszystkim zainteresowanym życiem i twórczością Freuda polecam książkę Zmierzch bożyszcza, a co do psychodynamicznych metod wykorzystywanych przez terapeutów to zachęcam do przeczytania książki Status naukowy metod projekcyjnych. [2] Uwaga, będzie dowcip o psychologu! Ilu psychologów potrzeba, by zmienić żarówkę? Tylko jednego. Ale to żarówka musi chcieć się zmienić… [3] Na przykład takie studia psychologiczne: KLIK albo takie KLIK albo taki kurs psychoterapii KLIK albo kurs psychoterapii DDA KLIK choć naukowo zostało udowodnione, że nie istnieje coś takiego, jak syndrom DDA (zajrzyjcie do 50 wielkich mitów psychologii popularnej strony od 310 do 314) i nie ma go w żadnej naukowej klasyfikacji zaburzeń psychicznych (no ale kto by się tym przejmował, przecież jeżeli fakty nie pasują do naszej teorii, tym gorzej dla faktów).
Kobiety dzielące się swoimi doświadczeniami związanymi z procesem adopcji komórki jajowej od dawczyni, często opisują swoje emocje i uczucia, jakie im towarzyszyły na poszczególnych etapach, również w ciąży. Mogą to być zarówno pozytywne jak i trudne emocje, takie jak radość, niepewność, smutek czy obawa.
Kupujemy, używamy, psuje się – wyrzucamy. Niewielu z nas udaje się do fachowca, by coś naprawić. Kupujemy coraz bardziej wyszukane modele telefonów, najnowsze kolekcje mody, szybsze i wydajniejsze auta. Dzisiejszy świat nie różni się od świata sprzed lat, tylko moim zdaniem, szybciej się wokół nas kręci. Wymagania, jakie stawiają nam inni są wysokie: nie choruj, nie narzekaj, nie marudź, nie skarż się. Na zadanie na ulicy pytanie "Co słychać?", nie oczekujemy odpowiedzi, że ktoś nie radzi sobie z problemami, że mu źle w małżeństwie, że męczy go konflikt z rodzicami, teściami czy szefem w pracy. Ulica to nie miejsce na wysłuchiwanie problemów. Dlatego najczęściej z naszymi problemami zostajemy sami, a odpowiedź na pytanie „Co słychać?” zamyka się w powiedzeniu: "Stara bieda.". Nie kupimy na Allegro nowej psychiki Niestety lub na szczęście, własnego życia nie można zamienić czy wyrzucić jak znoszoną parę butów, nie można zamówić na Allegro nowej psychiki, by nią zastąpić dotychczasową. Wbrew temu, co funduje nam otaczający świat ze swoją kulturą jednorazowego użytku, nie da się zamienić złych doświadczeń na dobre, oddając stare w punkcie byłem w szkole podstawowej, straszono mnie słowami: jeśli się nie poprawisz, poślemy cię do psychologa. Tak naprawdę w szkole podstawowej na oczy nie widziałem żadnego psychologa, ale strach przed nim został mi na lata. Do psychologa szło się za karę i nikomu się o tym nie mówiło, bo to był wstyd. Strach i przekonanie, że do psychologa idą ludzie, którzy cierpią na nerwicę, depresję, czy inne zaburzenia lub choroby umysłowe, u wielu osób funkcjonuje po dziś. I jak tu iść do psychologa?! Jak pomagam, co mogę zrobić Dziś mam 46 lat i od ponad dwóch lat jestem psychologiem i na co dzień pracuję w Urzędzie Zdrowia w Görlitz, 50 km od Bolesławca. Wcześniej, nie ukrywam tego, byłem ponad 11 lat duszpasterzem. Pięć lat pracy w parafiach w Niemczech i ponad sześć lat jako kapelan wojskowy w Bundeswehrze to sporo czasu i nie da się zapomnieć tych lat. Nie da się i nie chcę, bo moja obecna praca to także praca z duszą. Jako psycholog traktuje ludzi całościowo: ciało, dusza i psychika. Jeśli jedno z nich jest chore, inne części także słabną. Moje doświadczenie jako duszpasterza bardzo się przydaje w pracy psychologa, szczególnie z ludźmi, którzy utracili swoich bliskich, znajdują się w żałobie, pytają o sens życia, a często są to pacjenci z diagnozą nowotworową. Kilkuletnia praca w wojsku, przebyte misje stabilizacyjne w Kosowie i Afganistanie, pomagają mi w pracy z ludźmi, którzy mają podobne doświadczenie, a nie mogą się z nikim podzielić tym, co tam przeżyli. Pomagam także osobom duchownym w sytuacji, kiedy decydują się na zmianę klientów uczę z szacunkiem i radością wsłuchania się w siebie, zauważenia swoich potrzeb, wyartykułowania ich, czasami po raz pierwszy w życiu. Uczę dostrzegania pozytywnych stron osobowości, szacunku do siebie, polubienia siebie takimi, jacy są, bez wartościowania. Niech inni oceniają, ja nie muszę. Wszystko to jest procesem i jesteśmy uczeni czegoś innego: natychmiastowego zwalczania bólu. Bo musimy być jeszcze bardziej wydajni i gotowi do działań, bo nie warto czekać, bo tylko to, co przynosi natychmiastową poprawę, jest dobre i skuteczne. Również idąc do psychologa wielu myśli, że psycholog wypowie cudowne zaklęcie i po godzinie rozmowy wszystkie problemy nie posiadam tej łatwości czarowania, a i zeszyt z formułami zaklęć gdzieś przepadł. Do zmiany potrzeba czasu, otwartości i chęci. Dlatego, jeśli ktoś liczy na cud, nie powinien iść do psychologa. Szkoda czasu i pieniędzy. Rzadko mówimy o naszym bólu W mojej pracy psychologa spotykam się z ludźmi, którzy nie chętnie mówią o problemach. Często jest tak, że nie wolno nam mówić o tym, co nas trapi, bo sprawa ta dotyczy nie tylko nas samych, ale i naszej rodziny a przecież: o rodzinie się źle nie mówi, lub mówi się o własnym gnieździe, którego się nie kala. Najczęściej przyczyną takiego zachowania są nasze własne przekonania, które niemalże w całości przejęliśmy od naszych najbliższych. Inni nie powinni wiedzieć niczego o nas, bo jak się dowiedzą, to będzie wstyd. Właśnie wstyd jest tym hamulcem, który powstrzymuje nas przed rozmową o naszych problemach. Czy opowiadając komuś o sytuacji tragicznej jaka zaszła w domu, jestem dobrym synem czy córką? Niewypowiedziane i nieprzepracowane sprawy, błędne przekonania o nas samych, mogą być przyczyna wielu chorób psychosomatycznych (raka, depresji, nerwic), a medycyna konwencjonalna z reguły nie leczy przyczyn, tylko zalecza symptomy. Czasami, by uniknąć nawrotu choroby, warto przepracować swoją przeszłość, warto uświadomić sobie, co nosimy w sobie. Kiedy warto, a kiedy nie warto spotkać się z psychologiem? W tytule artykułu jest pytanie: Kiedy warto, a kiedy nie warto iść do psychologa? Jeśli ktoś oczekuje przepisania tabletki lub cudownego zaklęcia to od razu napiszę, że nie warto. Tylko się rozczaruje i zniechęci. Jeśli ktoś oczekuje, dobrej rady, też powinien sobie przemyśleć czy warto umawiać się na rozmowę. Jeśli ktoś oczekuję, że psycholog zmieni zachowanie dziecka, męża, żony, teściowej czy szefa, to naprawdę warto za pieniądze, które wydałby na wizytę u psychologa, kupić sobie coś innego. W takich sytuacjach nie warto iść do psychologa!Jeśli ktoś potrzebuje wsparcia w zmianie, w tym, z czym sobie nie radzi, powiem głośno: warto. Jeśli ktoś źle się czuje z samym sobą w rodzinie, czy w związku, warto porozmawiać z kimś, kto może pokazać inną perspektywę, zada inne pytania, a przede wszystkim nie potępi, nie oceni, nie zbagatelizuje sprawy. Jeśli ktoś chce popracować z samym sobą, nauczyć się szacunku do siebie, docenienia siebie, może powinien powiedzieć: Dlaczego nie? Warto iść do psychologa! KONTAKT Nowy gabinet terapeutyczny: Zbigniew Mlak urodzony w 1970 roku, absolwent Uniwersytetu SWPS w Katowicach na kierunku psychologia kliniczna oraz psycholog w Poradni Zdrowia Psychicznej przy Urzędzie Zdrowia w Görlitz, prowadzi prywatną praktykę w przychodni Fons Vitae przy ul. Karola Miarki 29 w Bolesławcu, tel. +48 772 211 083, mail: [email protected] 6. Czy lubisz pracować w grupie? - Nie cierpię, nie nadaję się do tego. - Bardzo lubię! Dla mnie to żaden problem. - Nie mam nic przeciwko. - Nie lubię, ale jeśli muszę, to jestem w stanie to zrobić.
Zauważyłem, że Twój wątek jest podobny do mojego, w razie czego odsyłam do mojego: Sam mam podobną sytuację i wrażenie, że rynek pracy w Polsce, mimo że coraz chętniej przyjmuje standardy zachodnie, jest w dalszym ciągu "dziki". Objawia się to tym, że ludzie będący na wyższych stanowiskach pastwią się nad swoimi podwładnymi (bo się boją o własną d***), a pracownicy zaciskają zęby i wmawiają sobie, że "teraz to już wszędzie tak jest". Współpracownicy często też wyładowują swoją frustrację czy niedostatki charakteru na innych współpracownikach... i tym samym ludzie zamiast wzajemnie sobie pomagać to jeszcze bardziej rzucają sobie kłody pod nogi. Człowiek chce zarabiać przyzwoite pieniądze, mieć dobrą atmosferę i móc normalnie wyrabiać się w ramach swojego etatu... wydaje się, że to nie są jakieś wygórowane wymagania, ale czekaj.... "to pokolenie jest takie roszczeniowe!", krzyczą Baby Boomerzy… zapominając o tym, że ludzie się zmieniają, są teraz inne realia i inne problemy z tym związane. Podjąłem terapię w nurcie poznawczo-behawioralnym (za wskazówkę bardzo dziękuję Pani psycholog, która odpowiedziała na mój wątek). Podczas tej terapii zamierzam siebie nieco "wyprostować", a terapeutka ma mi pomóc doradzić, jakich prac powinienem szukać. Terapeutka uznała, że mimo moich niedostatków charakteru (tak to nazwijmy w dużym skrócie), to i tak miałem pecha na początku i zerowe rozeznanie, w jakiej pracy mogę być dobry, co podkopało moją wiarę we własne kompetencje. Może warto, żebyś i Ty podjął chociaż próbę takiej terapii? Rynek pracy w Polsce nie należy do najlepszych możliwych, ale myślę, że warto popracować nad sobą, żeby lepiej sobie radzić w trudniejszych sytuacjach. Na to ja przynajmniej liczę podczas swojej terapii... Edited August 19, 2020 by Blejd
. 785 627 74 118 782 252 395 227

czy nadaję się na psychologa